Szumawa okazała się piękna, ale dość płaska. Rozumiem już, czemu nie mówi się "góry Szumawa", tylko po prostu Szumawa. Starodawność masywu sprawiła, że natura miała dużo czasu na złagodzenie jego form. To, co ostrzejsze i strome skupiło się wokół Arbera, na północy.
Skutek tych milionów lat erozji zaskoczył mnie. Myślałem, że będzie bardziej górsko. Drogi (że będą drogi, a nie ścieżki, to akurat było do przewidzenia) podchodzą na górskie wysokości, szumią świerki (miejscami solidnie zjedzone), duje wiatr. Ale jednocześnie podejść jest tyle, co nic, szczyty można niechcący przegapić, a o wysokości nad poziomem morza trzeba sobie cały czas przypominać, żeby nie zapomnieć. Długie chwile idę po płaskich, nieco podmokłych łąkach. I tylko te świerki, wiatr i miejscami rozległe widoki przypominają, że to jednak nie okolice Mławy czy Olsztynka. Do nielicznych naprawdę górskich zakątków na mojej trasie należało piękne polodowcowe jezioro Laka, widoczne na dolnym zdjęciu.
Szumawa to raczej ogromne, łagodne wzgórza, coś na kształt dużo większych Gór Świętokrzyskich. I tak samo jak w Górach Świętokrzyskich jest tu pięknie, ale w inny sposób, niż myślałem. Jest też rzeczywiście bezludnie, o czym następnym razem.
Na Szumawie biją źródła najważniejszej czeskiej rzeki, czyli Wełtawy. Większość z nas zna ją z Pragi i z pięknego utworu Smetany. Jak na poemat symfoniczny przystało, utwór opisuje kolejne miejsca w biegu rzeki. Te pierwsze, ciche nuty to właśnie początki rzeki, szemrzącej po skałach Szumawy. I to widaćnna pierwszym zdjęciu. O.
Swoją drogą, czeskie rzeki rodzą się na w górach na różnych krańcach państwa. Wełtawa na Szumawie, Łaba w Karkonoszach, Morawa na Śnieżniku. U Słowaków wyszło odwrotnie: aż trzy ważne rzeki (Hron, Hornad i pół Wagu) wypływają ze zboczy Królewskiej Hali w Niżnych Tatrach.
Co napisawszy, idę dalej w stronę Austrii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz