środa, 24 lipca 2019

Podniesiona kurtyna. Kilometr 680, Rybník

Wygląda na to, że w zeszłym roku sporo straciłem, oglądając z Czeskiego Lasu tylko Čerchov i okolice. Wieże i stare wojskowe instalacje są co prawda wszędzie, ale są też kolejne dni drogi przez naprawdę piękne i całkiem puste góry.


Puste, ale jednak uporządkowane. Tu oczywiście wrażenie jest podobne do tego z Pradziada. Lasy, grzbiety i niewysokie szczyty są przecięte solidnymi drogami. Część powstała pewnie do prac leśnych, część dla czechosłowackich wojaków, część to pamiątki po wysiedlonych wsiach.

Krajobraz to jakby Puszcza Kampinoska, gdyby była nieco bardziej górzysta. Doliny wypełniają bagna i częściowo uregulowane strumienie, a w drzewach raz po raz można zobaczyć ślady wyburzonych domów. Pewnie, Ławy czy Nową Dąbrowę wysiedlano zupełnie inaczej, ale miejscami naprawdę wygląda to podobnie. Jak pisałem poprzednio, czasami został krzyż, czasami staw, czasami, jak w Plešu (po niemiecku Pless, jak Pszczyna) ruiny kościoła i zadbany cmentarz. Puste przestrzenie dawnych pól są często wykorzystywane jako olbrzymie pastwiska, takie czeskie rancza.

Już dawniej musiało być tu dość bezludnie, skoro raz po raz widzę (w terenie lub na mapie) myśliwskie pałace. Na zdjęciu można zobaczyć rezydencję dostojnych Kolowratów, pałac Diana. I on jest własnością tychże, bo jeszcze Czechosłowacja zwróciła zasłużonej rodzinie dobra. W tym pałac w Pradze, oddany od razu państwu na cele kultury za jedną koronę. Szkoda, że akurat Diana jest piękną, ale ruiną.

Byłoby jednak zbyt pięknie, gdybym mógł tak iść prawie bez ludzi przez tydzień. Co jakiś czas przecinam szosę biegnącą do granicy, a tam krasnale-tanie papierosy-paznokcie-najt klab 24h. Takie przygraniczne Stadiony Dziesięciolecia, mniejsze i większe, jakich i u nas pełno. Choć złote czasy już wyraźnie za nimi, tak jak za nikomu już niepotrzebnymi budynkami przejść granicznych. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz