wtorek, 29 kwietnia 2025

Pewnego razu w Mezzegrze

Jeżeli są wśród Was miłośnicy rekonstrukcji historycznych, mam dla Was prawdziwy cymes: rekonstrukcję Włoch z latach 30-tych. I to całkiem na poważnie, bo pokażę Wam faszystowski zlot dla uczczenia 80 rocznicy śmierci Mussoliniego. Uznałem, że to ciekawa historyczna okazja, zobaczyć ludzi, którzy na serio składają Mussoliniemu kwiaty (dwa lata temu widziałem tylko kwiaty). Zaplanowałem sobie wycieczkę tak, żeby w niedzielę koło 11-ej być właśnie w Mezzegrze, i zobaczyć, co się będzie działo. Aparatowi fotograficznemu na szczęście starczało krzepy, żebym mógł się trzymać odpowiednio z dala. Zapraszam na niezbyt częstą rzecz w dziejach tego niezbyt częstego aperiodyku: reportaż!


Od razu dobra wiadomość: wydarzenie nie było może mikroskopijne, ale w każdym razie nieduże. Góra pięćdziesiąt osób, z tego kilkanaście otwarcie zaangażowanych. Tę skalę między innymi chciałem zobaczyć, bo z prasy to czasem trudno wnioskować. Ale należy Wam się ciut wyjaśnienia, czemu akurat Mezzegra, i czemu akurat koniec kwietnia. Więc - nie zaczyna się zdania od więc - Mussolini dotrwał sobie pod niemiecką kontrolą na północy Włoch do kwietnia 1945 roku. Gdy 25 kwietnia wybuchło wszędzie partyzanckie powstanie (z tej okazji jest Festa della Liberazione, Dzień Wyzwolenia), przegrany Duce wyjechał z niewielką obstawą z Mediolanu. Czy chciał uciekać do niemieckiej Austrii, czy walczyć w Alpach, czy pryskać do Szwajcarii, do końca nie wiadomo, ale raczej to ostatnie. W każdym razie w czasie drogi zachodnim brzegiem Como schwytali go partyzanci i 28 kwietnia po południu rozstrzelali w Mezzegrze. Przy okazji razem z Bogu ducha w sumie winną kochanką, Clarą Petacci. Sic semper tyrannis, choć ja osobiście bym wolal, żeby stanął przed sądem. Ciało eks-Duce partyzanci zawieźli do Mediolanu, i tam lud urządził sobie umiarkowanie chwalebne znęcanie się na Piazzale Loreto.


Jeszcze trzy lata temu nie miałem świadomości, ile we Włoszech jest pamiątek po faszyźmie. Można sie czepiać Niemców o różne rzeczy, ale jednak oni tam pracowicie poskuwali, zamalowali, opatrzyli tablicami. Partie czy organizacje choćby trochę niuansujące dziedzictwo nazizmu są od razu izolowane od reszty sceny politycznej. A we Włoszech to luz, "era fascista" na budynkach, nazwisko Mussoliniego tu i tam, okazałe mauzoleum w Predappio. To wszystko można uznać za pamiątki historyczne, ale są też całkiem otwarcie istniejące organizacje wspominające, że faszyzm to był w sumie klasa ustrój. Co jakiś czas Włochami poruszają masowe i całkiem jawne zgromadzenia faszystów. O p. premier Meloni może nie będziemy tutaj rozmawiać, ale powiedzmy, że polityczne korzenie jej i jej kolegów nie są jakieś szczególnie antyfaszystowskie. Wszystko to razem takie troszkę niepokojące.


Ale wróćmy do reportażu. W bramie w Mezzegrze, którą sobie partyzanci wybrali na miejsce egzekucji jest na stałe krzyż, dwa małe zdjęcia (Mussoliniego i Petacci), a obok tablica historyczna. Krzyż i zdjęcia zdecydowanie pro-Mussolini, a tablica zdecydowanie kontra. Ale w niedzielę to było na bogato! Ponad krzyżem pojawił się okazały portret, a wokół masa włoskich flag i organizacyjnych sztandarów. No, i kwiaty, oczywiście.


Sztandarów było mniej więcej tyle, co zgromadzonych. Wyglądały całkiem dostojnie, muszę przyznać, w końcu złoto na czarnym, bardzo elegancko. Na sztandarze po prawej stronie rzuca się w oczy skrót MVSN - Milizia Volontaria per la Sicurezza Nazionale. To była taka partyjna armia, coś w rodzaju niemieckiego SS, czy może raczej SA. Po wojnie weterani (jakoś mnie uwiera to słowo tutaj, ale nie mam lepszego) MVSN założyli sobie organizacje kombatanckie. Ile, które ważniejsze, nie mam pojęcia. W Niemczech Zachodnich też było HIAG dla byłych członków SS, więc to akurat nie jest jakoś bardzo wyjątkowe.


Tę tablicę nieco obok, na której podsumowywano wydarzenie z 28 kwietnia 1945 jako czyn zamykający rękami samych Włochów epokę faszystowską, zgromadzeni zasłonili flagą. Możecie sobie tę tablicę niezasłoniętą zobaczyć tutaj.


Część z nich pewnie zrobiłaby z tą nielubianą tablicą dużo więcej, ale na każdego upamiętniającego przypadało mniej więcej dwóch pilnujących z wszystkich trzech rodzajów policji (Polizia Locale, Polizia, i Carabinieri, oczywiście). Jeżeli gdzieś w okolicy była jeszcze Guardia di Finanza sprawdzająca wyrywkowo PITy, to nie zauważyłem. Spisywania nie było.


Że pewnie niektórzy by zrobili z tablicą coś więcej, to ja nie zmyślam, bo wśród powieszonych na prawie chorągwi i transparentów był też plakat konkretnie krytykujący tę właśnie tablicę. 


Weksylolodzy - tak się mówi na badaczy chorągwi - parę sztandarów mogłoby tu pewnie zainteresować. nie sądziłem, że kiedykolwiek poza muzeum zobaczę flagę armii Włoskiej Republiki Socjalnej (marionetkowego państwa faszystowskiego na północy Włoch, 1943-45; to jest to po lewej stronie), sztandar ze złotą rózgą liktorską (bardziej w środku, nieco po prawej), czy flagę z symbolami X Flotylli faszystowskiej floty (po prawej). Na marginesie, dowódca tej X Flotylli, Junio Borghese, szykował prawdopodobnie jeszcze w 1970 roku faszystowski przewrót we Włoszech. Serio! Więc jakkolwiek to by wszystko w niedzielę nie wyglądało raczej groteskowo, to jednak długo po wojnie faszyści zachowali we Włoszech długie wpływy. A i dzisiaj nie jest to zamknięty temat, jak wspomniałem.


Czarny kolor obowiązkowy. To w środku to jest sławny kapelusz Alpini, elitarnych oddziałów górskich włoskiej armii. One oczywiście nie są faszystowskie, ale widocznie ten pan kiedyś w nich służył, a sympatie polityczne ma, jakie ma.


Czarne bluzy i czarne skórzane kurtki też mogą być. Nie wszystkie organizacje mi się chciało sprawdzać, zresztą niektóre są tak małe (albo tajne, kto wie), że prawie nie ma ich śladu w internecie. To wszystko pewnie świadczy o rozdrobnieniu całego towarzystwa, choć, jak wspomniałem, czasami odbywają się większe wydarzenia.


A potem wzięli...



...i sobie poszli.


Bo w kościele parafialnym była, wyobraźcie sobie, zamówiona msza za duszę Benito Mussoliniego.


Serio.


Postali, poorganizowali się trochę...


...i weszli do kościoła. 


Reszta zgromadzonych, tak ze dwadzieścia, czy trzydzieści osób zostało na tarasie przed kościołem. Widok bardzo ładny, jak wszędzie w okolicy. Tam po prawej to San Primo.


Nu. Pointa nie wiem, czy konieczna, ale ja się z dwóch rzeczy cieszę. Jak dwa lata temu zobaczyłem w Mezzegrze świeże kwiaty, to byłem szczerze zaskoczony. Ile osób wciąż tak otwarcie czci pamięć Mussoliniego? Z leżących kwiatów to było ciężko wywnioskować. A teraz okrągła rocznica, duża rzecz, i choćby mieli dużo sztandarów, to jednak była tylko garstka. Były zdaje się też inne wydarzenia, np. w Dongo trochę wcześniej, ale też nieduże; to chyba byli ci sami ludzie. Więc trzeba być czujnym, ale jak pokazuje przykład Węgier, to chyba nie ze strony umundurowanych faszystów nasze demokracje są najbardziej zagrożone. Za trzy tygodnie wybory prezydenckie, że tak bez związku napiszę. 

A, ten drugi powód do radości? Bardzo miły spacer do klasztoru Acquafredda sobie z Mezzegry urządziłem. Do usłyszenia!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz