piątek, 20 września 2024

W Pałacu Terragniego

Opinia o byciu nauczycielem jest jak wiadomo co, więc każdy ma własną. Ja ogólnie lubię, pewnie dlatego, że nie pracuję w szkole publicznej. Lubię także wycieczki. Bardzo doceniam na przykład to, że nauczycielom z uczniami udaje się czasem wkręcić w miejsca, których się na co dzień nie zwiedza. Lata temu byłem na tej zasadzie z moimi uczniami w warszawskim Pałacyku Rusieckiego, wtedy bardzo niedostępnym dla zwiedzających, a teraz miałem szczęście być w jednym z najciekawszych zabytków XX-wiecznej architektury włoskiej. Jedziemy do Como!

W Como jest mnóstwo do zobaczenia. Jest znakomita katedra, jest romańska bazylika św. Abondiusza, jest, może przede wszystkim, brzeg jednego z najpiękniejszych jezior świata. Jest też mnóstwo turystów, i oni w sumie też są czasami godni popatrzenia. I jest wreszcie w Como masa znakomitych zabytków architektury modernistycznej, albo, jak Włosi zwykli mawiać, racjonalistycznej, na czele z Casa del Fascio. 

Faszyzm włoski, jak przystało na ustrój "totalny" - to pojęcie stworzone przez samego Mussoliniego - miał być widoczny na każdym kroku. W całych Włoszech chciano zbudować siedziby lokalnych oddziałów partii faszystowskiej, czyli właśnie "domy faszyzmu". W praktyce szło to raczej opornie: w niektórych regionach, zwłaszcza na Południu, tworzenie komórek partii w ogóle zajęło dużo czasu, a do tego Włochy nie były przecież wbrew propagandzie jakimś bardzo bogatym krajem, więc brakowało środków. Nowych, reprezentacyjnych gmachów postawiono niezbyt dużo, w większości zadowalając się przejęciem jakichś już istniejących budynków czy lokali. Ale w Como - mieście sportu, mieście założonym przez Juliusza Cezara, mieście włoskiego geniuszu (stąd był Alessandro Volta) - taki gmach musiał powstać. A i turystów zawsze było tu sporo, więc myślano też pewnie o tym przedsięwzięciu jako o wizytówce reżimu.


Zlecenie na budowę lokalnego Domu Partii otrzymał młody, wyróżniający się architekt Giuseppe Terragni. Faszyzm włoski był zamordystyczny, ale gdy chodziło o sztukę, zostawił nieporównanie ciekawsze dzieła, niż prymitywna sztuka niemieckiego nazizmu. Terragni wszystko sobie pracowicie przemyślał, policzył, i zbudował popisowe dzieło faszystowskiego modernizmu. Wszystko jest tu racjonalne i policzone: budynek jest na planie kwadratu; prostokąt fasady jest pozbawiony ozdób, za to o szerokości równej dwukrotnej wysokości; ze złotą proporcją jako podstawą wymiarów wszystkich co ważniejszych elementów; z przeszkleniami nie tylko doświetlającymi wnętrze, ale też podkreślającymi, że budynek to ciąg dalszy przestrzeni starego Como, a nie jakiś wydzielony intruz.


To jest chyba najciekawszy element. Architektury hitlerowska i stalinowska były groźne, odpychające, nie zachęcające do zbliżania się, a tutaj chciano zademonstrować, że proszę, Partia to część miasta, i nie ma nic do ukrycia - przecież wszystko widać przez okna! Jeżeli chcecie zobaczyć ten kontrast między sztuką różnych totalitaryzmów, to obejrzyjcie sobie dwie fantazje na temat rzymskiego Koloseum: nieukończonej hitlerowskiej Kongresshalle w Norymberdze, i rzymskiego Palazzo della Civiltà Italiana, Pałacu Cywilizacji Włoskiej. Jedno odtwórcze i zamknięte, drugie oryginalne i otwarte.


Pałac (albo Gmach) Terragniego, bo tak też nazywa się komańską Casa del Fascio, jest otwarty także w środku. Zaraz po niskiej i ciemnej części wejściowej (o której za chwilę) otwiera się przed nami wysoki hol-dziedziniec. Jest ootoczony na piętrze z trzech stron galerią, a czwartą stronę zajmuje duża sala konferencyjna, oczywiście przeszklona.

Przeszklony jest też strop tego holu, stąd skojarzenie z dziedzińcem. Choć światła wpadałoby pewnie więcej, gdyby ktoś co jakiś czas te świetliki odkurzył. 


Terragni wyraźnie miał ulubioną liczbę. 1,62 - oczywiście, w zaokrągleniu - czyli złota liczba. Eleganckie prostokąty o takim stosunku długości dłuższego i krótszego boku można odszukać i na fasadzie (taki wymiar mają otwory biurowych balkonów), i we wnętrzu. Jak coś nie jest prostokątem w takim wymiarze, to zazwyczaj jest kwadratem, a one wszystkie są albo odbiciem innego prostokąta, albo wynikają z podziału jakiegoś większego, i tak dalej, i tak dalej. Jak to z modernizmem bywa, nie wszystko, co czytelne na desce kreślarskiej, widać oczami odwiedzającego. Ale wrażenie, że wszystko zostało starannie policzone jest bardzo wyraźne.


Z kolei zaokrągleń jest bardzo niewiele. Widzieliście już dwa małe okrągłe okienka na jednym z wcześniejszych zdjęć, to teraz jeszcze spójrzcie na tę wspaniałą balustradę. 


Czy w budynku są jakieś widoczne ślady po faszystowskiej przeszłości? Tak, i nie. Nie, bo zbyt wiele ozdób nigdy tu nie było - wszak w oczach modernistów nadmiar ozdób był zawsze fuj - a nieliczne portrety usunięto stąd natychmiast w 1945. Może nawet jeszcze przez końcem wojny, gdy tylko Mussolini wyjechał właśnie z Como, by nieudanie uciekać do Szwajcarii. Ale też trochę tak, bo zaraz za wejściem, jeszcze zanim wejdziemy do wysokiego holu znajduje się takie oto mauzoleum (zdjęcie nienajlepsze, musi wystarczyć). Dziś to pomnik poświęcony poległym żołnierzom włoskiej straży celnej (Guardia di Finanza). Ale ta przestrzeń, nakryta majestatycznym sufitem z czarnego marmuru była kiedyś sanktuarium poświęconym faszystowskim bojówkarzom zabitym w walce o władzę we Włoszech. Na marginesie, to nazizm też miał takich "męczenników za sprawę", tych poległych w czasie operetkowego puczu w 1923 roku, w Monachium.

Casa del Fascio w Como służy dzisiaj wspomnianej właśnie Guardia di Finanza, i nie można go zwiedzać. Bardzo jestem wdzięczny szkolnym okolicznościom, że mogłem tam wejść, i ten kawał historii architektury obejrzeć. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz