wtorek, 5 lutego 2019

Poslušně hlásím! Kilometr 183, to jest Putim

Około południa ujrzał Szwejk jakąś wieś w pobliżu. Schodząc z niewielkiego wzgórza pomyślał sobie dobry wojak: „Dalej tak nie można. Przepytam się tu, którędy się idzie do tych Budziejowic”.



Jak to: którędy? Przed siebie, byle przed siebie. Tylko zatruciu zsiadłym mlekiem z owczarni Schwarzenbergów można wytłumaczyć ten spadek formy bohatera. 

Wkraczając do wsi był ogromnie zdziwiony, gdy na tablicy około pierwszego domku przeczytał: „Wieś Putim”. — Na miłość boską! — westchnął Szwejk. — Znowu więc jestem w Putimiu, gdzie spałem w stogu.

Putim to już prawie wielki finał opowieści. Po przejściu niemal dwustu kilometrów (w trzy dni...), w tym zrobieniu wielkiego koła wokół Putimia, Szwejka zatrzymują żandarmi. Nie zdziwił się też bynajmniej, gdy zza sadzawki z domku czysto wybielonego, na którym wisiała kokoszka (jak miejscami nazywano orła państwowego), wyszedł żandarm, podobny do pająka czyhającego śród pajęczyny.

Kto czytał, ten pamięta, że wachmistrz żandarmerii uznał tu Szwejka za wysokiego rosyjskiego oficera. Krzyżowe przesłuchanie wykaże to ponad wszelką wątpliwość, a całą wiedzę cesarsko-królewskiego śledczego zawrze w sobie bericht (raport). Ten będzie trzeba przepisać, bo przesłuchanie przyjmie wieczorem nowe, bardziej już integracyjne formy. A rano Józef Szwejk odprowadzony zostanie do władzy wyższej, do Pisku. W towarzystwie żandarma i z berichtem, głoszącym między innymi:

„Nie ulega wątpliwości, co wynika z jego własnych zeznań, iż tylko dlatego, że nie posiada aparatu fotograficznego przy sobie, nie mógł fotografować dworców kolejowych i miejsc ważnych pod względem strategicznym. Pewne jest, że byłby fotografował, gdyby miał wyżej wzmiankowany przyrząd fotograficzny przy sobie i nie ukrywał go. Tylko tej okoliczności, iż aparatu fotograficznego nie miał pod ręką, można zawdzięczać, iż nie znaleziono u niego żadnych fotografii”.

Putim to pierwsze na mojej trasie miejsce, gdzie opowieść Haška stanowi ważny element tradycji i turystycznej oferty. Wydaje mi się, że dziś to Polacy dużo bardziej pamiętają o Szwejku. Na swojej czeskiej drodze natrafiłem na jakieś szczątkowe informacje, jeden czy drugi relikt szlaku, ale nic więcej. Ale wreszcie jest - prawdziwie szwejkowski Putim! Jest tablica na domu, w którym w filmowej wersji z lat 50-tych - Szwejka grał tam Rudolf Hrušínský - mieścił się posterunek żandarmerii. Widać ją na pierwszym zdjęciu. A kilka kroków dalej, obok starego mostu na Blanicy jest i sam Józef Szwejk:


Chyba idzie w złym kierunku. Ale co to jest zły kierunek? Tak samo wszystkie drogi prowadzą do Czeskich Budziejowic, o czym głęboko był przekonany dobry wojak Szwejk. 

Niestety, nie spotkałem ani nieszczęsnego Pepika, ani poczciwej służącej Pejzlerki. Od niej jednak i tak bym się niczego nie dowiedział. Przecież przysięgała!

Ciekawe, czy zostało trochę kontuszówki? Na drogę do Pisku byłaby w sam raz. A gospoda "Pod kocurkiem" zamknięta. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz