Nad Klimontowem górują dwie perły sakralnej architektury. Jedną jest potężna kolegiata, której kopuła z wysoką latarnią jest znakomicie widoczna z drogi krajowej numer 9. Teraz dużo większe wrażenie zrobił na mnie kompleks klasztoru oo. dominikanów. Początek XVII wieku to może najbardziej fascynujący okres w dziejach polskiej duchowości i architektury (Kalwaria Zebrzydowska...). Gotycką bryłę - wszak tak budowano przez setki lat, czemu miano nagle porzucić te tradycje? - ozdobiono wysmakowanym, renesansowym detalem i wypełniono barokową, kontrreformacyjną duchowością. To wciąż był czas, gdy walka o rząd dusz w Rzeczypospolitej nie była rozstrzygnięta, a Kościół Rzymski zaprzągł do walki o oblicze wyznaniowe Polski światłe umysły, wielkich architektów i pierwszorzędnych myślicieli. Pomocą służyły wielkie rody fundatorskie - w tym wypadku Ossolińscy.
Konkretnie Jerzy Ossoliński. Ten sam, którego wjazd do Rzymu w 1633 przeszedł do legendy z racji swojego przepychu. Ten sam, który przewodniczył ekumenicznej Braterskiej Rozmowie w Toruniu. Ten sam, który ufundował domek loretański w Gołębiu. Niezwykła postać, łącząca kontrreformacyjną pobożność z renesansową otwartością i magnacką fantazją.
Zostawiam za sobą cysterską Koprzywnicę i barokowy Klimontów; wkraczam na ziemie, gdzie wśród zborów braci polskich rozkwitała w dobie Reformacji jedna z polskich wiar narodowych.
Za gościnę i dostęp do komputera dziękuję bibliotece w Klimontowie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz