W sobotę w szerszym gronie (nasz były kurs przewodnicki oraz krewni i znajomi) wybraliśmy się na Tarnicę. Pogoda była piękna, niebo niemal bezchmurne, warunki do marszu bardzo dobre. Tylko kilkadziesiąt metrów ścieżki od przełęczy Krygowskiego do samego szczytu wymagało pewnej odporności na tzw. ekspozycję. Utrata równowagi groziła szybką utratą wysokości i zjechaniem po lodzie do doliny Wołosatki, z ewentualnymi postojami na kamieniach i chaszczach.
Tak najwyższy szczyt polskiej części Bieszczadów prezentował się z Wołosatego. Z lewej strony widoczny jest Szeroki Wierch, z prawej - wcięcie przełęczy Krygowskiego i oba wierzchołki Tarnicy.
Na przełęczy Krygowskiego. Nazwa, upamiętniająca znakomitego krajoznawcę, a przede wszystkim autora czterotomowego przewodnika po Beskidach jest nieco zapomniana. Szkoda podwójnie: upamiętnia świetną postać, a nazwy konkurencyjne (Sidło, przełęcz pod Tarnicą) są bardzo mało charakterystyczne.
Widok na południowe stoki Szerokiego Wierchu.
Na szczycie, widok na południowy wschód. Do granicy państwa zaledwie kilka kilometrów; Ukraina zaczyna się na pierwszym, widocznym z prawej strony grzbiecie Wołkowego Berda i Połoninki. Dalsze masywy to góry pogranicza Ukrainy i Słowacji, a więc oprócz Bieszczadów odległy o kilkadziesiąt kilometrów Wyhorlat.
Góra bez krzyża to nie góra, rzecz jasna. Obecny, jeszcze większy i lepszy od poprzednich stoi na szczycie od 2000 roku. Uważam, że powinno się stawiać krzyża jeszcze potężniejsze, żeby było je widać co najmniej z kosmosu. Nadal możemy wygrać konkurencję z Macedończykami, którzy zbudowali ponad 60-metrowy krzyż ponad Skopje (pisałem o tym, rzecz ciekawa, równo cztery lata temu). Rodacy, do dzieła!
Ponad Szerokim Wierchem połoniny: Wetlińska i Caryńska. Ten widok towarzyszył nam wiele kilometrów, aż do granicy bukowego lasu. Myśleliśmy nawet o niedzielnej wycieczce na Caryńską, ale cóż, pogoda nie zachęcała, a droga do Warszawy daleka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz